Niezapomniane wrażenia.
Najpierw podjechaliśmy na teren elektrowni o czym dowiedzieliśmy się od faceta, który chciał nas wyprosić ale po wyjęciu butelki wia z naszych zapasów inaczej rozmawiał.
Piękne widoki, nieprzetarte szlaki, co prawda nie doszliśmy do planowanego punktu ale wystarczyło nam.
Była chwila strachu kiedy doszliśmy do schroniska a Pani powiedziała że tu nie można spać, dopiero za jakieś 2 godz. drogi dalej, a było już za późno żeby iść z Matyldą.
Naszczęście to było tylko nieporozumienie, dostaliśmy pokój.
Droga powrotna dostarczyła pożądnej dawki adrenaliny. Zastała nas burza, lało a pioruny trzaskały coraz bliżej w zastraszająco szybkim tempie. Nie przypuszczałam, że kiedyś będe zbiegać z gór a tym bardziej tak szybko.
Było zimno, mokro i niebezpiecznie a Matylda płakał i darła się. Chwila strachu była, bo Jola która trzyma się zasad górskich wycieczek zostawiła nas i sama poleciała z Matyldą szybciej.
Kiedy zeszliśmy na dół zaszyliśmy się na jakimś ganku, poprzebierali się ogrzali, łykneli polopirynkę.
Jestem wstydliwa ale było tak mokro i zimno, że w życiu tak szybko nie ściągałam ciuchów nie patrząc czy mam widownię, byleby się przebrać.
Matylda jak tylko dostała suche ciuchy, śpiwór i butlę pokazała uśmiech :)
Jeszcze trzeba było zjechać drogą, którą trochę wymyło.